(P)
Pewien przedsmak tego, jak to jest umawiać się z hindusami miałem przed wyjazdem, gdy przez 3 miesiące na pół etatu organizowałem różne sprawy bytowe przez telefon i maila, czego skutkiem było niezorganizowanie niczego. Na miejscu okazało się niewiele łatwiej. Przykładowo, żeby obejrzeć apartament na wynajem należy umówić się z agentem 3-4 razy. Za 1 razem nie przyjdzie, ale 2 godziny później zadzwoni, że miał bardzo poważny wypadek w rodzinie i musiał jechać do szpitala. Za kolejnymi razami podobnie, przy czym powody mogą być różne - zapomniał telefonu, musiał zatankować, parasol mu się porwał, spotkał kolegę z podstawówki, cokolwiek.
W końcu uczysz się, że jeżeli jesteś umówiony na 18:00, to oznacza, że ok 18:15 powinieneś zadzwonić i zapytać gdzie gość jest. Wówczas dowiadujesz się, że bardzo przeprasza, ale wypadła mu nagła przeprowadzka. Jeżeli dzwoni zniecierpliwiony i twierdzi, że już czeka na miejscu, oznacza to, że możesz powoli ruszać w drogę. Jeżeli niespiesznie dotrzesz na miejsce, to prawdopodobnie będziesz tam musiał na niego czekać nie więcej niż godzinę. Niestety w naszym przypadku czekanie okazało się zbędne, gdyż pan agent zgubił klucz do apartamentu w drodze na spotkanie. Cóż, przecież nie można go za to winić.